Jasiu wybrał się wraz ze swoją nadopiekuńczą mamą na trening piłkarski. Po pewnym czasie przybiega do mamy i pyta: „Mamo, czy chce mi się siku, czy jest mi gorąco?” – ten dowcip funkcjonuje w środowisku terapeutycznym od wielu lat. Choć żarty z definicji powinny być śmieszne, a ten z pozoru taki jest, sam temat nadopiekuńczości raczej bardziej przygnębia niż rozśmiesza. Powszechnie nadopiekuńczość jest społecznie piętnowana, wstyd jest być w dzisiejszych czasach maminsynkiem. Jeśli jednak przyjrzeć się mechanizmom takiego wychowania okazuje się, że problem jest niezwykle powszechny. Rodzice często nie do końca zdają sobie sprawę, że wiele komunikatów w stylu: „Uważaj, bo Cię ugryzie!”, „Nie biegnij, bo się przewrócisz!”, czy „Zadzwoń, jak tylko dojdziesz.”, to tak naprawdę krzywdzenie, które ma bardzo poważne konsekwencje w całym życiu dziecka.
Kiedy na świat przychodzi nowy człowiek, rodziców zalewa fala przeróżnych uczuć. Pierwsza zapewne pojawia się radość, jednak bardzo szybko ustępuje miejsca lękowi. Świeżo upieczona mama i tata, niemal na każdym kroku obawiają się o życie dziecka, często do tego stopnia, że lekko podwyższona temperatura czy katar, powodują, iż niejednokrotnie wpadają w panikę. I to jest zasadne. W końcu tak małe dziecko, noworodek czy niemowlę jest na tyle nieporadne i zależne od rodziców, że wyostrzona uwaga i czujność, zapewniają mu większe szanse na przetrwanie. Wraz z wiekiem jednak jego zależność zmniejsza się i proporcjonalnie powinna zmniejszać się troska rodziców wobec dziecka. Ludzkie dzieci, jako jedyne spośród ssaków wymagają tak długotrwałej opieki. Bardzo często zdarza się jednak, że lęk, który pojawia się tuż po narodzinach maluszka, towarzyszy im przez całe jego życie i proces wychowania. Opieka, którą powinniśmy otaczać potomstwo, karmiona nadmiernym lękiem, staje się również czymś nadmiarowym.
Źródło nadopiekuńczości
Na ogół uważa się, że przyczyną nadopiekuńczości wobec dziecka jest ona sama. Najczęściej rodzice, którzy otaczają dziecko nadmierną opieką i troską, sami byli wychowywani w taki sposób. Są to więc pewne wzorce i schematy, które czerpiemy pokoleniowo. Największym paradoksem tego zjawiska, wydaje się być fakt, że dorośli, którzy doświadczyli nadopiekuńczości w dzieciństwie, choć wyrażają się o niej negatywnie, sami są nadopiekuńczy. Dlaczego? Skoro są świadomi jak, taka postawa ich własnych rodziców była dla nich krzywdząca w dzieciństwie. Otóż za tym paradoksem stoi właśnie bardzo silny lęk. Emocja, która spośród wszystkich, ma największy ładunek indukujący. To, w jaki sposób odbieramy świat, innych ludzi, kształtuje się na podstawie tego, co pokazują nam rodzice. Jeśli od dziecka wzrastamy w przekonaniu, że świat jest pełen zagrożeń, a ludzie z natury są co najmniej nieuczciwi, to mocno w nas to zostaje. Choć w dorosłym życiu, budujemy relacje i żyjemy na tym świecie, czasem całkiem dobrze, to wciąż, gdzieś z tyłu głowy, podświadomie, nosimy w sobie przekonanie, że coś nam i naszym dzieciom nieustannie zagraża. Takie pierwotne wzorce i schematy, zostają z nami na zawsze, pomimo pozytywnych doświadczeń z otaczającym światem. W takiej sytuacji, choć wiemy, że nadmierna troska jest nieprzyjemna, nie potrafimy inaczej funkcjonować. A jedynym sposobem na zapanowanie nad pojawiającym się niepokojem, jest nadmierna kontrola.
Innymi przyczynami nadopiekuńczości mogą być trudności prokreacyjne lub trudności w okresie prenatalnym i przy urodzeniu. Trauma, której doświadczają rodzice w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia dziecka, zostaje z nimi na długo. Skomplikowany poród, wcześniejsze poronienia, czy choroba nowo narodzonego dziecka są ogromnym stresem i budzą chyba najsilniejszy z lęków, lęk egzystencjalny, który dotyka naprawdę głęboko i mocno. Obawa i niepokój o bezpieczeństwo dziecka w takim przypadku, przychodzi dużo łatwiej, ponieważ już raz doświadczyli tego, że mogli stracić potomstwo.
Początki
We wczesnym dzieciństwie, nadopiekuńczość stanowi poważne zagrożenie dla dynamiki rozwoju psychoruchowego dziecka. Niemowlęta i nieco starsze dzieci dla prawidłowego wzrastania potrzebują stymulującego środowiska. Dzieci nadopiekuńczych matek i ojców często są tego pozbawione. Wyobraźmy sobie maluszka, który cały swój czas aktywności spędza w łóżeczku. Rodzice z obawy o jego bezpieczeństwo nie pozwalają mu swobodnie poruszać się po podłodze z obawy przed kontaktem z brudem i zarazkami. Dziecko otrzymuje rozgniecione lub rozdrobnione na papkę posiłki, zamiast kawałków, pomimo tego, że ma już zęby i fizykalnie jest gotowe do próbowania różnych form jedzenia. Oczywiście pojawia się tu obawa o zadławienie. Można by wymieniać wiele takich przykładów i większość z nich jest nam dobrze znana, z własnego doświadczenia lub z obserwacji innych. Zahamowanie eksploracji zmysłowej dziecka, znacznie zaburza jego rozwój. Dzieci rodziców nadopiekuńczych rozwijają się w wielu aspektach później niż ich rówieśnicy. Powstrzymywanie samodzielności uniemożliwia lub opóźnia zdobywanie doświadczeń, poznawanie nowych aktywności, smaków, miejsc czy ludzi, tym samym zaburza rozwijanie nowych umiejętności adekwatnie do wieku. Poza tymi konsekwencjami pojawia się też wiele innych, związanych z rozwojem psychicznym dziecka. Rodzic nadopiekuńczy, już od początku pełnienia nowej roli, za wszelką cenę chroni swoje dziecko przed trudnymi emocjami. Stara się być zawsze o krok przed nim, zaspokajając z nawiązką większość jego potrzeb. Podaje jedzenie, zanim zdąży usłyszeć sygnał od dziecka o tym, że jest głodne, pakuje jego plecak, aby na pewno niczego nie zapomniało, rozwiązuje konflikty rówieśnicze i znowu można by wymienić wiele takich sytuacji.
Helikopter
Nadopiekuńczy rodzic dosłownie krąży nad dzieckiem. Stale monitoruje i patroluje jego przestrzeń osobistą w poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń. Wyręcza go lub instruuje, jak postępować w danej sytuacji. To męczące. Choć przyjęło się, że zamartwianie się jest jedną z tych rzeczy, które otrzymujemy się wraz z wejściem w rolę rodzica, to bardzo łatwo jest przekroczyć cienką granicę zwykłego martwienia się i nadmiernego, męczącego lęku. Stałe pilnowanie i wzmożona czujność kosztują wiele energii, rodzą stres i napięcie u rodziców. A co na to dzieci? O ile we wczesnym dzieciństwie rodzic krążący nad dzieckiem, niezbyt mu przeszkadza, to już w wieku nastoletnim może stać się uciążliwy. Dorastające dziecko wycofuje się z relacji, aby odetchnąć od krążącego helikoptera i doświadczyć więcej samodzielności, co w tym wieku jest niezmiernie ważne i stanowi jedną w centralnych potrzeb. Z drugiej strony, taki nastolatek, może mieć nieprzeciętnie większą trudność z radzeniem sobie z problemami. Skoro przez większość swojego życia nie brał odpowiedzialności za swoje wybory, nie ponosił konsekwencji czynów, to teraz może być mocno pogubiony. Nadwrażliwi, zaniepokojeni rodzice, wiecznie czuwający nad swoimi pociechami, zarażają ich tym lękiem. Uczą skupiania na sobie, unikania ryzyka i otwartości na nowe doświadczenia. Nawet jeśli taki nastolatek, zgodnie z wyzwaniami rozwojowymi, będzie próbował eksplorować świat jak jego rówieśnicy, to nie będzie się czuł bezpieczny. Krążący nad głową rodzic-helikopter swoim zachowaniem, wysyła dziecku prosty komunikat „Beze mnie sobie nie poradzisz!”, „Świat jest niebezpieczny”
Zgniłe owoce
Nadopiekuńczy rodzic nie ma w zamiarze krzywdzić swojego dziecka. Wydaje mu się, że jego zadaniem jest chronić je przed całym złem tego świata. Nie jest jednak świadomy, że to niestety jego potrzeba. To on sam, stale kontroluje i wyręcza, aby poradzić sobie z własnym lękiem, przy okazji przekazując go dziecku. Staje się jego źródłem w dzieciństwie, często na całe życie. Nadopiekuńczość uniemożliwia dziecku swobodne poznawanie świata i doświadczanie go, czasami przez popełnianie błędów, złe wybory i ponoszenie ich konsekwencji. Nadopiekuńczość często odbiera odporność psychiczną i umiejętność radzenia sobie z trudnościami. Nadopiekuńczość odbiera pewność siebie i zaufanie do świata. Dzieci otoczone nadmierną opieką w dorosłym życiu stale potrzebują kogoś, kto się nimi zaopiekuje, podejmie decyzje, weźmie odpowiedzialność. Rolą rodzica jest towarzyszyć dziecku w jego życiu i wspierać, kiedy popełni błąd, aby bezpiecznie mogło wyciągnąć z tego lekcję i stale się rozwijać. Dojrzały i odpowiedzialny za swoje wybory dorosły, to owoc dobrego rodzicielstwa. Nadmierna troska z kolei to krzywda, która rodzi zgniłe owoce.
Anna Foltyńska
Psycholożka
Psychoterapeutka w procesie certyfikacji
w nurcie systemowo-ericksonowskim
0 komentarzy