„Na początku, było wszystko dobrze. Po powrocie ze szpitala do domu czekał pięknie udekorowany i wysprzątany przez świeżo upieczone babcie dom. Mąż został z nami w domu przez kilkanaście dni. Miałam czas dojść do siebie po ciężkim porodzie. Bardzo tego potrzebowałam, bo to było traumatyczne doświadczenie, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Po jakimś tygodniu zaczęłam czuć się gorzej. Miałam wrażenie, że wszystkie te silne, pozytywne emocje ze mnie uciekły, a ja jestem, jak sflaczały balon. Nie miałam siły na nic. Nie chciało mi się myć, malować, sprzątać, itd. Wiem, co to baby blues i zrzuciłam to na to. Czekałam, aż minie. Słabsze dni przeplatały się z tymi lepszymi. Czasami trudny był poranek, ale po południu mój nastrój już był lepszy. Schody zaczęły się, kiedy mąż wrócił do pracy, a moja mama musiała wyjechać. Zostałam sama z córką. Bardzo się bałam. Zabierałam ją ze sobą wszędzie, nie zostawiałam nawet na sekundę. Byłam wykończona. Nie miałam apetytu, brakowało mi siły. Ze sflaczałego balonika stałam się tykającą bombą, która bardzo często wybucha. Niestety często na nią krzyczałam, a później płakałam i przepraszałam. Wiem, że ona wtedy bardzo się bała. Strasznie płakała. Mąż jak wracał z pracy, to pomagał jak potrafił, ale ja przestałam być żoną i kobietą, stałam się tylko matką. Źle mi było w tej roli. W myślach powtarzałam sobie „na co mi to było?”, a później znowu było to poczucie winy, że co ze mnie za matka… „Sama chciałaś!”, do teraz dzwoni mi w uszach. Tak mówił do mnie mój mąż, kiedy puszczały mu nerwy, kiedy kolejny raz wybuchłam albo narzekałam. Kojarzyło mi się to z ofiarami gwałtu, które zostały skrzywdzone, bo zdaniem gwałcicieli same się prosiły zbyt krótką spódniczką. Tak, to prawda, sama chciałam mieć dziecko i być mamą, marzyłam o tym! Ale nikt mi nie powiedział, że to taki ciężar, że macierzyństwo będzie gwałtem na moim poczuciu własnej wartości, na mojej tożsamości. Tego nie chciałam…”
Szacuje się, że depresja poporodowa dotyczy około 10-20% kobiet w Polsce. Dane ogólnoświatowe mówią nawet o 30% populacji. Oznacza to, że nawet co trzecia kobieta, która została matką, zmagała się z tą chorobą. Większość z nich nie otrzymuje specjalistycznej pomocy psychiatrycznej czy psychoterapeutycznej z uwagi na wiele czynników. Są nimi zarówno ograniczenia w dostępności specjalistów, ale także silna presja społeczna i stereotyp matki Polki.
Baby Blues
Stan obniżonego nastroju pojawia się u większości kobiet w połogu w czasie kilku dni od porodu. Jest to swego rodzaju reakcja adaptacyjna na stres związany z porodem i dużą zmianą w życiu. Ogromne znaczenie mają tutaj także czynniki biologiczne. Burza hormonów, która pojawia się tuż po narodzinach dziecka oraz zmęczenie fizyczne spowodowane brakiem snu, trudnościami z laktacją czy fizycznym wyczerpaniem związanym z porodem, są głównymi winowajcami pojawienia się baby blues. Dotyka około 80% kobiet w okresie 2-5 dni po porodzie i może utrzymywać się do dwóch tygodni, zazwyczaj trwa kilka dni. Jego wystąpienie ma związek także ze zmianami psychologicznymi. Nowe obowiązki i ciągła huśtawka emocjonalna, kiedy radość i zalewająca matkę miłość do dziecka, przeplata się z silnym lękiem o jego zdrowie i życie, czy złością, kiedy potrzeby młodej mamy nie mogą zostać zaspokojone w wystarczającym stopniu. Po kilku dniach jednak zazwyczaj dochodzi do ustabilizowania nastroju, który zdecydowanie się poprawia. W życiu rodziny pojawia się rutyna, matka czuje się bezpieczniej i pewniej w nowej roli. Czasami jednak zdarza się, że obniżony nastrój, rozdrażnienie utrzymują się dłużej, nasilają się. Wtedy możemy mówić już o rozwoju depresji poporodowej. Należy jednak zaznaczyć, że czasami depresja poporodowa może pojawić się dużo później, nawet kilka miesięcy po porodzie. Jakie, wobec tego są jej przyczyny i objawy choroby?
Początek artykułu zawiera wypowiedź kobiety, która opowiada o swoim doświadczeniu choroby, mając już 15 letnią córkę. Pomimo upływu czasu doskonale pamięta, jak wtedy wyglądały jej myśli, przekonania i emocje. Brakuje tutaj tej części wypowiedzi, ale w dalszej części jej historii zwraca uwagę na to, że choć pamięta, jak się czuła, to jednocześnie nie ma wielu wspomnień z tego czasu. Są jakby objęte amnezją. Tak jakby nic poza byciem matką w jej życiu w tamtym momencie nie istniało. I faktycznie tak jest. W przebiegu depresji poporodowej większość myśli i emocji koncentruje się właśnie wokół relacji matka – dziecko. Depresja powoduje ciągłe poczucie bycia niewystarczającą, złą matką. Poza obniżeniem samooceny zauważa się znaczne obniżenie nastroju i płaczliwość. Brakuje miejsca na zainteresowania, pojawia się anhedonia i izolacja od otoczenia. Często kobieta mierzy się z ogromnym lękiem dotyczącym dobrostanu swojego dziecka i tego, czy właściwie się nim zajmuje. Dominują tutaj wątpliwości i poczucie winy: „Za mało czasu mu poświęcam”, „Źle karmię”, „Nie potrafię go uspokoić”. Do powyższych dochodzą także poczucie bezradności i poczucie przetłoczenia obowiązkami związanymi z prowadzeniem domu i opieką nad dzieckiem. Sterta naczyń w zlewie czy brak ugotowanego obiadu urasta do rangi potężnego zaniedbania obowiązków. Koło się zamyka. Pojawia się poczucie winy i bycia niewystarczającą, bezwartościową, nastrój się obniża.
Źródła
Przyczyn depresji poporodowej, podobnie jak klasycznej depresji jest bardzo dużo. Czynniki można podzielić na biologiczne (w tym także genetyczne), indywidualne oraz społeczne – kulturowe. Te pierwsze zostały już opisane nieco wyżej w kontekście baby blues. Należy jednak dodać, że depresja poporodowa może być niejako dziedziczona. Badania potwierdzają, że ryzyko jej wystąpienia jest większe u kobiet, których matki same zmagały się z tą chorobą. Młode matki cierpiące na depresję, znacząco częściej oceniały także swoje relacje z matką jako mniej satysfakcjonujące. Pokazuje to, jak ogromny wpływ depresja poporodowa ma nie tylko na matkę i jej samopoczucie, ale również na dziecko i jego więź z matką.
Ogromne znaczenie w wystąpieniu depresji poporodowej odgrywają czynniki osobowościowe i cechy indywidualne. Bardziej zagrożone jej wystąpieniem są mamy, które wykazują trudności w radzeniu sobie z lękiem i w ogóle ze stresem. Inną cechą jest nadmierny perfekcjonizm, który w czasie tak ogromnych zmian w życiu i przeciążenia obowiązkami przechodzi prawdziwą „próbę ognia”.
Czynniki społeczne można podzielić na węższe i szersze. Te pierwsze dotyczą najbliższego otoczenia młodej mamy i jej historii życiowej. Na to, jak radzi sobie w nowej roli ogromny wpływ ma przebieg ciąży i porodu. Można sobie wyobrazić sytuację, w której kobieta przeżywa ogromny stres związany z nieprawidłowo przebiegająca ciążą lub traumatycznym, trudnym porodem. Zagrożenie jej życia czy życia dziecka nie jest dobrym prologiem tego etapu i nowej roli, w jaką wchodzi. Często pozostaje w niej ogromny lęk i poczucie zagrożenia. Pomóc może tutaj wsparcie bliskich. Kobiety, które mają wsparcie w partnerze oraz członkach rodziny, mogą liczyć na pomoc w opiece nad dzieckiem, rzadziej zapadają na depresję. To tak jak w historii pacjentki opisanej na początku. Początek swoich trudności zauważyła w momencie, kiedy dom opustoszał, a ona została zdana na siebie. Szersze czynniki społeczne nazwijmy je kulturowe to społeczne przekonania i stereotypy, dotyczące bycia matką. Narzekanie na zmęczenie, zgłaszanie niezadowolenia, potrzeba realizacji swoich pasji są nie na miejscu. W naszej kulturze naturalne jest, że matka musi się poświęcać, umęczać, a nawet cierpieć. Nazywanie tego oznacza z kolei, że kobieta niezbyt dobrze radzi sobie w najważniejszej zdaniem wielu roli matki. Stąd właśnie wiele młodych mam, nie szuka pomocy, nie prosi o wsparcie, za wszelką cenę chcąc udowodnić sobie i innym, że dadzą radę. Następnie po wielu latach, tak jak w przypadku naszej pacjentki, leczą depresję, której początek nie pojawił się w chwili przekroczenia magicznej 40-stki i wejścia do gabinetu psychoterapeuty czy psychiatry, ale 15 lat wcześniej, kiedy pomimo poczucia potwornego zmęczenia oraz ogromnego bólu fizycznego i psychicznego postanawiają, że dadzą radę. Bo jak nie, to będą złymi matkami.
Zdrowe macierzyństwo
Obecnie opieka prenatalna i okołoporodowa zmienia swoje standardy. Coraz częściej na oddziałach położniczych i ginekologicznych można spotkać psychologów. Położne środowiskowe i lekarze ginekolodzy częściej zwracają uwagę na samopoczucie młodej mamy nie tylko w aspekcie fizycznym, ale także psychicznym, stosując choćby Edynburską Krótką Skalę Poporodową (można ją znaleźć z łatwością w Internecie). To dobrze. Wciąż jednak brakuje nazywania macierzyństwa po imieniu. Definiowania go nie tak, jak widzimy w mediach społecznościowych. Idealnie wysprzątane domy „beżowych matek”, które świecą przykładem perfekcyjnie wyglądającej, zawsze uśmiechniętej mamy, poświęcającej cały swój czas gromadce radosnych dzieci, mocno uderza w poczucie własnej wartości przeciętnej Kowalskiej. Zdrowe macierzyństwo nie jest gwałtem na poczuciu własnej wartości i tożsamości. To wspaniała droga, pełna przygód i wyzwań wymagających wielkiej odwagi i siły. Czasami paradoksalnie odwaga ta i siła polega na przyznaniu się do słabości i problemów. Nie warto dawać radę za wszelką cenę, w imię społecznych stereotypów. Należy pamiętać, że kiedy mama cierpi, odczuwa trudne emocje, ciągły stres i zmęczenie, choruje, to nie jest w stanie zbudować satysfakcjonującej więzi ze swoim dzieckiem, która jest fundamentem jego rozwoju. Warto więc prosić o pomoc zarówno bliskich, jak i specjalistów.
Anna Foltyńska
Psycholożka
Psychoterapeutka w procesie certyfikacji
w nurcie systemowo-ericksonowskim
0 komentarzy