Bliskość jest podstawową potrzebą każdego człowieka. Stanowi fundament wszystkich romantycznych związków. Pojawia się tuż po naszych narodzinach. Bez bliskości nie jesteśmy w stanie przetrwać. Małe dziecko, noworodek uspakaja się, czując ciepły dotyk drugiej osoby. Potrzeba ta, a właściwie jej forma zmieniają się wraz z naszym rozwojem. Od początkowej bliskości fizycznej opiekuna, który zapewnia nam przetrwanie przez karmienie, pielęgnację i realizowanie innych niezbędnych do przeżycia potrzeb po więź, relację emocjonalną, intelektualną, czy jak niektórzy mawiają, braterstwo dusz w dorosłym życiu. Nie zmienia się jednak jedno. Każdy człowiek ma potrzebę bliskości. Wielu z nas jednak bardzo się jej boi. Wiele osób poszukuje pomocy w związku z ciągłym poczuciem bycia niekochanym lub brakiem umiejętności kochania. Skąd ten lęk przed bliską relacją z drugim człowiekiem, czy możemy coś tym zrobić?
Bliskość – słodka jak deser
Patrząc na bliskość z perspektywy ewolucyjnej, można uznać, że jest ona niezbędna i konieczna do przetrwania. Dziecko nie jest w stanie samodzielnie, samotnie przetrwać. W przeszłości prowadzono liczne, kontrowersyjne pod względem etycznym badania, dotyczące potrzeby bliskości. Henry Harlow w połowie XX wieku prowadził takie badania na małpach, a konkretnie rezusach. Młode oddzielano od matek i zostawiono w pomieszczeniu z dwoma figurkami. Jedna z nich była wykonana z drutu, kłująca i nieprzyjemna w dotyku, ale dająca mleko oraz drugą, miękką i przytulną, która jednak nie karmiła. Wszystkie rezusy wybierały drugą figurkę. Wnioski, które płyną z badań, wskazują na to, że potrzeba bliskości jest silniejsza nawet od potrzeby zaspokojenia głodu. Żeby więc przeżyć, instynkt podpowiada, że nie wystarczy zaspokajać jedynie potrzeby fizjologiczne, równie ważne są te psychologiczne. Ma to zapewne silny związek z budową naszego mózgu. Okazuje się, że kiedy doświadczamy bliskości, otrzymujemy ogromny zastrzyk hormonów i neuroprzekaźników, takich jak między innymi oksytocyna, serotonina i endorfiny. Dodatkowo pobudzane zostają obszary kory mózgowej, które aktywują się także przy jedzeniu słodyczy. Bliskość jest więc interpretowana przez nasz mózg podobnie jak pyszny deser! Jest przyjemna i dobra. Poza kontekstem neuropsychologicznym i ewolucyjnym bliskość ma przede wszystkim znaczenie w naszym życiu emocjonalnym. To, w jaki sposób ją traktujemy i ile dla nas znaczy, ma swoje źródła bardzo wcześnie.
Style przywiązania
Psychologowie, psychiatrzy i badacze są zgodni, że na sposób, w jaki podchodzimy do relacji partnerskich, ogromny wpływ mają nasze pierwsze, najwcześniejsze doświadczenia relacyjne. Chodzi dokładnie o relacje z naszymi rodzicami czy opiekunami. Jakość tych relacji wpływa na to, jak ogólnie postrzegamy interakcje z innymi ludźmi, z otoczeniem czy generalnie ze światem. To, jak dorosły zaspokaja potrzeby dziecka, już od narodzin, wpływa na ukształtowanie się tak zwanego stylu przywiązania. Możemy wyróżnić cztery style przywiązania.
Pierwszy z nich to styl bezpieczny. Jak sama nazwa sugeruje, jest on pożądanym i prawidłowym stylem przywiązania. Kształtuje się, kiedy rodzic adekwatnie reaguje na potrzeby dziecka, stara się je rozumieć i zaspokajać. Pozostaje w bliskim kontakcie z dzieckiem i jest faktycznie, aktywnie obecny w jego życiu. Dziecko rozwija w sobie przekonanie, że jest ważne i warte kochania. Pojawia się w nim także przekonanie, że opieka i miłość są naturalne i należą się każdemu. Bezwarunkowo.
Styl unikająco – lękowy rozwinie się u dzieci, których opiekunowie nie poświęcali im uwagi w wystarczającym stopniu. Rodzic był obecny w życiu dziecka, ale oddzielał się od niego emocjonalnie. Mogło zabraknąć także bliskości fizycznej, przytulenia czy wspólnej zabawy. „Zostaw, niech się wypłacze” to częsta rada u osób prezentujących taki styl przywiązania. Dziecko, które doświadcza „zimnego chowu”, ma przekonanie, że jego potrzeby niewiele znaczą i że ono samo niewiele znaczy dla innych. Są to często osoby, które czują się odrzucone. Stają się nieufne wobec otoczenia. Bliskość jest dla nich czymś nienaturalnym, niewygodnym i drapiącym jak wełniany sweter. Ich relacje są często płytkie, krótkie, urywane w momencie, kiedy związek ma przejść krytyczną dla nich granicę bliskości. Nierzadko zaprzeczają potrzebie bliskości, deklarując i manifestując swoją niezależność.
Kiedy rodzice tylko bywają w życiu dziecka dobrymi opiekunami zamiast być stałym bezpiecznym obiektem, rozwija się zazwyczaj lękowo – ambiwalentny styl przywiązania. Rodzic czasami pojawia się, aby zaspokoić potrzebę dziecka, a następnie wcale jej nie zauważa lub jest nieobecny. Dziecko kocha swojego rodzica i czuje się przy nim dobrze, by za chwile poczuć ogromną złość i strach wobec jego nieobecności. Cały proces jest dla niego nieprzewidywalny. Podobnie funkcjonuje dorastając. Nie ufa ludziom. Może żyć w przekonaniu, że „i tak mnie zostawi dla innej” i „mogę liczyć tylko na siebie”. Osoby prezentujące taki styl przywiązania często są nadmiernie krytyczne wobec siebie i innych, mają zaburzony obraz własnej osoby i bardzo zmienną, chwiejną samoocenę. Podobnie zmiennie, mogą odbierać bliskość w relacji partnerskiej.
Ostatnim, najbardziej destrukcyjnym stylem przywiązania jest styl zdezorganizowany. Jest on charakterystyczny dla dzieci doświadczających przemocy ze strony swoich rodziców. Poziom trudności w budowaniu relacji w przypadku jest ogromny. Osoby te często skrajnie boja się bliskości lub nie potrafią sobie z nią radzić. Ich relacje zazwyczaj są niezwykle trudne i zaburzone. Często wymagają specjalistycznego wsparcia.
Szacuje się, że około dwóch trzecich społeczeństwa reprezentuje bezpieczny styl przywiązania. Brzmi to pozytywnie, jednak należy pamiętać, że z drugiej strony co trzeci z nas doświadczył jakichś znacznych deficytów w relacji z rodzicami czy opiekunami i rozwinął styl pozabezpieczny, który może mieć duże znaczenie w trudnościach z budowaniem bliskości w życiu dorosłym. Styl przywiązania jest swego rodzaju oprogramowaniem, z którym wchodzimy w życie. Ma swoje źródła we wczesnym dzieciństwie i stąd często nie uświadamiamy sobie jego wpływu na nasze życie w dorosłości. Czy można zatem zmienić styl przywiązania lub zmienić jego wpływ na nasze życie i potrzebę bliskości? Oczywiście, że tak! Pierwszym leczącym i wspierającym czynnikiem jest związek z osobą, która odczaruje niejako nasze patrzenie na bliskość i relacje. Dla której bliskość to nie tylko seks, ale przede wszystkim uważne bycie z drugą osobą w zgodzie ze sobą. W związku często uczymy się wzajemnie od siebie różnych zachowań, przyjmujemy inną perspektywę, zmieniamy poglądy. Podobnie może stać się z naszymi schematami miłości i bliskości. Psychoterapia może być kolejnym rozwiązaniem tych trudności. Dotarcie do źródeł problemów w relacjach i właściwe ich przepracowanie często pomaga naprawić to, co nie do końca dobrze działa i przeszkadza nam w życiu, unieszczęśliwia. Bliskość jest naturalną i pierwszą potrzebą każdego człowieka. To fakt. Jednak dla wielu stanowi prawdziwe wyzwanie, któremu towarzyszy potworna ilość lęku. Niezwykle trudne jest czuć pragnienie i nie potrafić go umiejętnie zaspokoić, bo to tak jakby umierać z głodu i jednocześnie brzydzić się jedzenia.
Anna Foltyńska
Psycholożka
Psychoterapeutka w procesie certyfikacji
w nurcie systemowo-ericksonowskim
0 komentarzy